poniedziałek, 20 października 2014

Kuchnia polska bez pszenicy - pierwsze wrażenia

W ramach zeszłotygodniowego tygodnia z książką nie obeszło się też bez zakupu książki - "Kuchnia polska bez pszenicy" autorstwa Marty Szloser i Wandy Gąsiorowskiej. O tym, że publikacja ma się pojawić usłyszałam już jakiś czas temu i czekałam na nią z dużym zaciekawieniem. I choć książka nie jest tym, czego się spodziewałam - nie zawiodłam się.
http://www.bukowylas.pl/ksiazki/kuchnia-polska-bez-pszenicy


Po przekartkowaniu książki postanowiłam, że chcę ją mieć. Do zakupu zachęciły mnie dwie rzeczy. Raz - dość obszerny wstęp, w którym omówionych zostało wiele zagadnień dotyczących zdrowego odżywiania z punktu widzenia doboru produktów i samego procesu przygotowywania posiłków. Dwa - bogaty wybór przepisów. Co prawda dużej części zaprezentowanych dań nie zakwalifikowałabym do kategorii "tradycyjna polska kuchnia" - a tego się trochę spodziewałam po tytule. Niemniej jednak przepisy są ciekawe, pomysłowe i co ważne - zebrane w jednym miejscu. Bo okej - na co dzień przeglądam sporo blogów kulinarnych, dodaję sobie przepisy do zakładek czy kopiuję linki do podręcznych plików. Jednak odnalezienie czegoś na szybko bywa trudne. Inna sprawa - co w razie gdyby padł mi komputer? W "Kuchni polskiej bez pszenicy" znalazło się wiele przepisów podobnych do tych, które dodaję do ulubionych i testuję. Myślę, że książka jest dobrą bazą, do której będę mogła sięgnąć w każdej chwili i ewentualnie uzupełniać ją o inne przepisy, które będą warte zapamiętania. Może nawet warto by było założyć zeszyt, albo raczej segregator czy skoroszyt, do którego mogłabym wpinać wydrukowane przepisy? Czuję, że ten zakładkowo - notatnikowy chaos zaczyna wymykać się spod kontroli...
Wracając jednak do ksiązki. Przetestowałam już trzy przepisy - z drobnymi modyfikacjami, ale ogólny sens został zachowany. Na stole wylądowały zielone naleśniki, które podałam z kozim serkiem, pieczonym pstrągiem i pomidorem, a na słodko (z okazji weekendu i urodzin siostry) kokosanki i muffinki bananowo-daktylowe. Wszystko wyszły bez zarzutu i smakowały zarówno mi jak i najbliższym :) A co najlepsze - wszystko bez glutenu i bez cukru (prawie - nie miałam ksylitolu więc w kokosankach w ramach kuchennej akcji "denko" wykorzystałam resztkę cukru pudru).
Na chwilę obecną sama nie wiem czy najbardziej podoba mi się rozdział ze słodkościami, z pieczywem, z bazowymi przepisami (a tam biszkopty, kilka rodzajów ciasta pierogowego i naleśników i mnóstwo innych pyszności) czy jeszcze coś innego. Odkąd staram się jeść bez glutenu naleśniki były pewnym problemem - nigdy nie byłam całkiem zadowolona z efektów. Za pierogami też zdarzało mi się zatęsknić. Teraz będą o krok bliżej. Upatrzyłam sobie już całkiem sporo przepisów do sprawdzenia i czuję przypływ kulinarnej inspiracji :)
Jedyne, czego mi zabrakło w książce to większa ilość zdjęć. Przyzwyczaiłam się do blogów, gdzie można obejrzeć z każdej strony opisywane pyszności. W przypadku papierowej książki pozostaje wyobraźnia. Przypuszczam że więcej zdjęć = wyższe koszty druku = wyższa cena książki. Wolę zatem niższą cenę i szerszy krąg odbiorców do którego dzięki temu książka będzie miała szanse trafić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *