niedziela, 5 października 2014

Wyzwanie #9 - Tydzień odwagi i pokonywania nieśmiałości

Powinnam zacząć od podsumowania realizacji wyzwania z kończącego się tygodnia. Niestety nie ma czym się chwalić. Nie wiedzieć kiedy nadszedł październik, odebrałam kartę na fitness, miałam zacząć chodzić na zajęcia.. i nie zaczęłam.
Pierwszy tydzień po urlopie bardzo szybko sprowadził mnie na ziemię. Od razu po przyjeździe okazało się, że koci brak apetytu sprzed wyjazdu trwa nadal, a kot bardzo mocno schudł. Pierwszym punktem programu w niedzielę była wizyta u weterynarza. Na pierwszy rzut oka nie dało się stwierdzić żadnej sensownej przyczyny, kocia dostała jakiś zastrzyk i miałyśmy zgłosić się na badanie krwi. W międzyczasie kot jadł wciąż coraz mniej i marniał w oczach. Wyniki badań wyszły nie najlepiej, a kot przestał jeść na dobre... I się zaczęło.Codzienne wizyty w lecznicy, próby namówienia zwierzaka żeby coś zjadł, kroplówki, zastrzyki, próby karmienia strzykawką, zastanawianie się czy ustalony na za 2 tygodnie termin USG to nie za długo i czy ma sens robienie go w przypadkowym miejscu, jeśli ma się okazać, że koniec końców i tak trafimy do specjalisty poleconego na samym początku. Chudy, nieszczęśliwy kot nie wykazujący żadnego zainteresowania jedzeniem. Nie witający w drzwiach. Leżący przez większość dnia bez ruchu. Długo by pisać. Sytuacja była dla mnie niesamowicie stresująca. Siedząc w pracy przez pół dnia rozmyślałam o kupce kociego nieszczęścia, które zostawiłam rano w domu, by po powrocie z pracy zapakować do klatki i po raz kolejny zanieść do weterynarza na kroplówkę i zastrzyki. 
Sport nie był mi w głowie. W dodatku w połowie tygodnia zaczęło mnie brać jakieś przeziębienie - gardło, kaszel, katar... Walczę i bronię się, ale na formę fizyczną i zapał do ćwiczeń nie wpływało to najlepiej. Koniec końców w ramach powrotu do regularnych treningów udało mi się poćwiczyć raz, dziś rano, Skalpel. Wycisnął ze mnie siódme poty i dał poczucie, że wyzwanie zostało zrealizowane chociaż w niewielkiej części. I choć nadchodzący tydzień zapowiada się naprawdę ciężko, jest nadzieja, że o ile choróbsko całkiem mnie nie rozłoży, będę w stanie poćwiczyć te zakładane 3 razy.

Kolejny tydzień będzie tak naprawdę pełen wyzwań - muszę pogodzić ratowanie swojego i kociego zdrowia z napiętym grafikiem - pracy w pracy sporo, a w dodatku w tym tygodniu zaczynają się moje studia i przez 3 dni będę siedziała na uczelni do wieczora. Dobrze, że przynajmniej weekend będzie wolny. Te 5 dni raczej wystarczająco mnie wykończy.
Do rzeczy jednak. Wyzwanie jakie wymyśliłam na najbliższy tydzień polega na pokonywaniu nieśmiałości i znajdowaniu w sobie odwagi by dążyć do tego czego się chce. Rozpoczęcie studiów to niezła okazja by poćwiczyć przełamywanie nieśmiałości, nawiązać jakieś znajomości, nie zamykać się w sobie. Kolejna kwestia - chcę zrobić pierwsze kroki w kierunku pewnego uelastycznienia moich godzin pracy - a to będzie wymagało i odwagi, i pokonania nieśmiałości, i pewnie jeszcze dużej szczypty asertywności... Jednak wygląda na to, że teraz jest na to świetny moment. Szansa, którą powinnam spróbować wykorzystać. Odwagi! W najgorszym wypadku wszystko pozostanie tak jak było dotychczas, ale istnieje szansa że może być lepiej... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *