Tydzień bez narzekania natchnął mnie do napisania o narzekaniu.
Podobno nie tylko Polacy narzekają. Podobno w innych krajach też często się to zdarza. Narzekania słychać dużo. Na różne rzeczy. Na
pogodę,
na pracę, szefa, zarobki. Na bezrobocie, na zdrowie, na władze, na
wysokie ceny, na to w jakim kraju żyjemy. Długo by wymieniać. Prawie
wszyscy narzekają też na brak
czasu. Strasznie mnie to drażni. Urzędnicy, bankowcy, emeryci, nauczyciele, lekarze, studenci... Czy naprawdę wszyscy są aż tacy
zajęci? Nikt nie ma czasu na wszystko - wiadomo. Za to nie mogę
zrozumieć,
dlaczego większość ludzi „nie ma czasu na nic”.
Wkurza
mnie, ilekroć słyszę :
- „Przepraszam, że tak dawno się nie widzieliśmy, ale kompletnie nie mam na nic czasu”,
- „Zaczęłabym się zdrowiej odżywiać, ale nie mam na to czasu”,
- "Nie chodzę na spacery bo nie mam czasu",
- "Zaczęłabym biegać, ale nie mam czasu",
- "Chciałabym nauczyć się grać na gitarze, ale nie mam czasu",
- "Nie czytam książek, bo nie mam na to czasu" albo
- „Chciałabym czytać więcej, ale nie mogę pozwolić sobie na kupowanie książek, bo są drogie.Tak, mogłabym jeździć do biblioteki, ale nie mam na to czasu”.
Może czasem chwytamy się za
zbyt wiele rzeczy na raz. Nie da się zrobić wszystkiego, to fizycznie niemożliwe.
Ale jestem zdania, że jeśli komuś na czymś zależy, to będzie w stanie
znaleźć na to czas.Może raczej nie potrafimy skutecznie „odfiltrować” tego, co ważne, tego na
czym faktycznie powinno nam zależeć? Albo za bardzo chcemy zrobić WSZYSTKO?
Staram się nie mówić „nie mam czasu”. Po pierwsze
dlatego,
że wiem że niektórzy mają dużo więcej ode mnie na głowie, a jakoś ten czas na
różne
rzeczy znajdują. Po drugie: nie próbuję usprawiedliwiać wszystkiego
brakiem czasu. Przykład, pierwszy z brzegu: prasowanie. Dlaczego nie
prasuję
większości ubrań? Nie dlatego, że nie mam na to czasu. Po prostu mi go
na to szkoda. Bo nie widzę w tym większego
sensu, skoro wiele rzeczy nadaje się do założenia bez prasowania jeśli
były
równo rozwieszone. Bo wolę wyprasować koszulę raz, tuż przed założeniem a
nie 2
razy – po wysuszeniu a potem jeszcze raz przed założeniem bo coś się
zagniecie w szafie. Bo mam ciekawsze zajęcia niż stanie godzinami nad
deską do prasowania, czego szczerze nie znoszę.
Za to jeśli tylko chcę znajduję czas na to, by codziennie ugotować sobie zdrowy obiad do pracy. By poćwiczyć. Wyjść na rower. Poczytać. Wyspać się. Bo takie mam priorytety. Jestem w stanie wstać pół godziny czy godzinę wcześniej, jeśli potrzebuję tego czasu na coś, co jest dla mnie naprawdę ważne. Nie muszę codziennie włączać komputera i spędzać godzin czytając blogi i Facebooka, jeśli chcę poćwiczyć albo się z kimś spotkać. Mało tego - dopóki nie przekroczę fizycznego ograniczenia 24-godzinnej doby paradoksalnie jestem w stanie każdego dnia, tygodnia zrobić i dodatkowo wcisnąć tym więcej, im więcej zaplanuję. Im więcej zadań, tym lepiej jestem zorganizowana i sprawniej je wykonuję. A prawdziwe "nie mam czasu" to raczej sytuacja awaryjna.
Nie twierdzę, że jestem mistrzynią w planowaniu swojego czasu. Nie jestem. Cały czas trenuję. Ale mam przeczucie, że cały sekret tkwi w odpowiednim ustaleniu priorytetów i konsekwencji w działaniu.
Nie twierdzę, że jestem mistrzynią w planowaniu swojego czasu. Nie jestem. Cały czas trenuję. Ale mam przeczucie, że cały sekret tkwi w odpowiednim ustaleniu priorytetów i konsekwencji w działaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz